wtorek, 29 stycznia 2013

Kalorie nie istnieją

Często to powtarzam. Przykładowe reakcje:

1) :) :) :)
2) Kalorie to stan umysłu
3) Kalorie nie istnieją, istnieją tylko dżule.

A ja mówię serio. Kaloria, jako jednostka energii równa 4186J (na ogół w tym kontekście mówimy o kilokaloriach) oczywiście istnieje. Tylko jej użycie w dietetyce jako takiej po prostu nie ma sensu. Są co najmniej trzy powody, dla których nie powinno się przeliczać jedzenia na kalorie.

Pierwszy, najmniej ważny - naprawdę nie wiemy, ile jedzenie ma kalorii, wahania są naprawdę duże (np. rzędu +/- 20%). Żeby sprawdzić, ile jedzenie kalorii ma, trzeba by je najpierw spalić. Sposób mało praktyczny, chyba że chce się jeść węgiel, o czym za chwilę.

Drugi powód - kalorie kaloriom nierówne: na ogół liczymy kalorie po to, żeby stwierdzić, czy coś jest tuczące, czy nie. Czyli zakładamy, że każdą żywność da się przeliczyć na takie malutkie punkciki i jak punktów ma więcej, jest bardziej tuczące, jak ma mniej - mniej. Więc - wynikałoby stąd, że np. węgiel powinien być tuczący bardzo i jego jedzenie powodowałoby tycie. Tłuszcze i węglowodany to są zupełnie inne związki i zakładanie w ciemno, że ich podatność na spalanie/przyswajanie zależy wyłącznie od ilości kalorii jest sporym nadużyciem.

Wreszcie trzeci powód - wystarczy spojrzeć na mnie. Ja nie odmawiam sobie jedzenia, zwłaszcza słodyczy. Jestem łasuchem, jem dość dużo, a jakoś po mnie tego nie widać - nie tyję specjalnie. Wniosek - mam inną przemianę materii, czyli sprawa kalorii jest sprawą nie tylko tego, ile jemy, ale też tego, kto je. Więc - jaki sens?

No i teraz trzeba by się zastanowić, skąd się to w ogóle wzięło. Dlaczego od ponad stu lat te kalorie liczymy. Otóż - na początku dwudziestego wieku rozwinął się przemysł produkcji płatków śniadaniowych. Więc, żeby podnieść ich spożycie, wylansowano mit "CICO" (calories in, calories out - czyli, jeśli jakieś kalorie skonsumujemy, a ich nie spalimy, to one w nas zostaną), połączony z drugim mitem, że tłuszcze są złe. Mity bardzo dobrze ze sobą współpracują, w końcu tłuszcze są bardzo kaloryczne, a jeśli odmówimy sobie kalorycznego tłuszczu, przy skrupulatnym liczeniu musimy jego brak zastąpić dużo większą masowo ilością węglowodanów, więc - producentom płatków w to graj. (A co do tłuszczów, akurat te przy niewielkiej ilości węglowodanów, ładnie się spalają. To nie one (i ich kalorie!) tuczą).

Konsekwencją mitów są wyniszczające diety (np. 1200 kalorii), które powodują na ogół odwrotny skutek - organizm wprawdzie traci przez jakiś czas, ale zapamiętuje sobie, że na drugi raz, jak będzie miał jakąkolwiek nadwyżkę, to ją sobie przechowa. Na ciężkie czasy. (Tak, spotkałem się z opinią: Nie, nie, ja po takiej diecie nie mam efektu jojo, przetestowałam to wielokrotnie. Nic dodać, nic ująć).

Jeśli ktoś nie wierzy, że można jeść dużo kalorii i nie tyć (zakładając normalną, nie taką jak moja, przemianę materii), niech zajrzy tutaj - w artykule jest dużo treści treści na ten temat, z bardziej wyczerpującymi uzasadnieniami, ale przede wszystkim jest w nim opis eksperymentu, w którym dwóch panów przez ponad miesiąc jadło codziennie żywność o wartości energetycznej sporo przekraczającej "standardową dawkę dzienną" (np. 5000 kalorii) i jeden z nich nie utył, a drugi nawet zeszczuplał. Bo nie chodzi o to, ile jemy, ale co jemy.

Kalorie nie istnieją. Naprawdę.

1 komentarz:

Maciej Kucharski pisze...

Ja jestem informatykiem. Dużo siedzę. Jak zjem trzy razy dziennie to jest dobrze. Ale śniedanie i obiadokolacja zawsze obowiązkowo zjedzone.
Ważę 69kg i mam 30 lat.
Podciągnę się na drążku 15 razy. Nie wiem co to są kalorie.