środa, 2 grudnia 2009

Miesiąc ojca

Siedzę w gabinecie czy nawet w Gabinecie i jestem w pracy.

Lilka (wiek: jeden miesiąc) na drugim końcu mieszkania. Tam też śpimy, w zasadzie chwilowo, bo plan jest taki, żeby za 2 miesiące Gabinet przekształcić w Sypialnię, a Pokój Wspólny w Pokój Dziecinny.
Może się uda. Na razie z tamtego końca dochodzą marudzenia i jęki dowodzące, że życie z małym dzieckiem w domu nie jest oczywiste, uporządkowane i proste. Lilka to słodkie dziecko, pod warunkiem, że akurat nie płacze, czyli nocami (kiedy głównie śpi, dzięki Bogu!, nie licząc dwóch pobudek z głodu), w trakcie karmienia, na spacerach, w foteliku samochodowym, w krótkich chwilach świadomej aktywności (zabawa z kostką) oraz ze smoczkiem w buzi (o ile tego smoczka po kilku minutach nie wypluje). A, jeszcze w czasie kąpieli.

Bycie słodkim dzieciakiem nie przeszkadza Lilce w strojeniu bardzo poważnych min (a może to my jej tę powagę wmawiamy?) sugerujących filozoficzną zadumę nad naturą tego świata. Minie to, jak sądzę, pewnie za kilka tygodni - i wtedy Lilka stanie się zwykłym marudnym szkrabem, z podejściem do życia nie tyle dziecięcym co dziecinnym.
Więcej o Lilce na tym blogu.

Czy jestem dumnym tatą? (Z cyklu: odpowiedzi na często zadawane pytania).

Ha. Jestem na pewno zadowolony, że takie fajne dziecko nam się urodziło, ale uważam, że gratulacje należą się głównie Idzie, w końcu to ona je nosiła przez tyle miesięcy, no i bóle porodowe też były jej. Oczywiście jest mi miło, jeśli ktoś mi gratuluje, podobnie, jak jest mi miło, jeśli ktoś mówi, że Lilka jest śliczna (ja mówię, że jest sympatyczna, na śliczność przyjdzie pewnie czas za kilka miesięcy).

Ogólnie mówiąc, jest bardzo dobrze i wcale nie czuję, że spełniły się przepowiednie "życzliwych" (o! to teraz się zacznie, żegnajcie przespane noce!).

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Wpis dedykowany Idiomce, cz. 2

Z nieba dzisiaj od rana leje się żar, a nasza firma jeszcze się nie dorobiła klimatyzacji. Z małym wyjątkiem: jest u nas klimatyzowana serwerownia, do której można wejść z dwóch stron - z naszej oraz drugiej firmy, z którą dzielimy budynek. Jest więc gdzie się ochłodzić.

Mina Zbyszka, kiedy wchodzę tam sama bez włączania światła (bo i po co) i zamykam za sobą drzwi - bezcenna. :)

Z drugiej strony, może rzeczywiście takie małe, klimatyzowane, zamykane od wewnątrz pomieszczenie ma inne zalety? Hmmmmm... ;-)

piątek, 14 sierpnia 2009

Wpis dedykowany Idiomce

Ledwo wróciłam do firmy, padł internet. Wiedziałam, że jak sama nie zadzwonię, gdzie trzeba, sprawa tak będzie wisieć, aż się ktoś zlituje. Pytam więc Mateusza o numer do infolinii. On bierze komórkę, dzwoni do Łukasza, czyli szefa organizacyjnego, a potem mi odpowiada, że numer infolinii jest na stronie głównej naszego providera. Z głupia frant się pytam, jak mam bez internetu na tę stronę wejść. Patrzy na mnie zdziwiony chwilę, ale chyba coś zrozumiał, dzwoni jeszcze raz do Łukasza.

Ech, ci chłopcy przy mnie już tracą głowę :) Ciekawe, czy to wina
dekoltu ;)


P.S. Dla dociekliwych. IP komputera, na którym to piszę to 217.153.82.66. Kilkunastu innych w firmie też.

środa, 15 lipca 2009

wtorek, 16 czerwca 2009

- Dobrze, moi państwo - znów odezwała się Dyrekcja. - Czy sformułowali już państwo swoje problemy?
[...]
Gina [...] szybko napisała:

1. Optymalizacja potencjału
2. Zasilanie sfery realizacyjnej
3. Wdrażanie perspektywiczne
4. Strategizacja priorytetów
5. Wzmocnienie podstawowych struktur

- Jak to wszystko wymyśliłaś? - pytam zachwycona.
- Zawsze wypisuję te pięć punktów.

Connie Willis - "Przewodnik stada"

poniedziałek, 11 maja 2009

Odmiana kościelna

Kolega kiedyś powiedział, że jestem tak czepialski, że jak ksiądz będzie odprawiał moją mszę pogrzebową, to jeszcze z trumny go poprawię. Myślę, że jest to możliwe, zwłaszcza, gdyby to był ten ksiądz, który odprawiał mszę, na której byliśmy w niedzielę.
Jeśli powiedziałby, że ta msza jest za zmarłego Piotra Kasprzyk, mógłbym np. uderzyć w dzwon z nerwów.
Chociaż, nie jest wykluczone, że będziemy wtedy żyli w czasach, w których ludzie będą uczyli się "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicz, śpiewali mazurka Dąbrowski i mieszkali na ulicy Juliana Tuwim (a może Donalda Tusk?).

czwartek, 7 maja 2009

Laleczko

...nie po to tyle lat,
starałyśmy się,
by teraz cekinami zamaskować smoczą łuskę.

Gabriela Kulka

wtorek, 28 kwietnia 2009

dzidziuś będzie to aparat trzeba
i to lepszy jaki
zdjęcia wtedy szybko nie wyblakną

i samochód jaki większy
wózeczek coby się pomieścił

a piotruś tatusieje powolutku
na razie nie widać
bo tylko w głowie mu pół klepki przybyło

p.s. Wierszyk w hołdzie Dariuszowi Basińskiemu za książkę "Motor kupił Duszan"

czwartek, 23 kwietnia 2009

Z tarczą do czytania

Trylogia Sienkiewicza, wydanie ekskluzywne, a w każdym razie wielkie i ciężkie. Tomy, które - gdyby nie ich nieporęczność - mogłyby służyć jako broń. Nadają się na półkę kogoś, kto lubi mieć takie rzeczy na półkach (chociaż, jemu wystarczyłyby pewnie okładki).
To nagroda. Cieszy, bo jest w końcu nagrodą; ale chyba się jej pozbędę, bo w domu będzie się tylko kurzyć. Wręczała ją jakaś egzaltowana uczennica - "Do czytania na długie wieczory, może zimowe". Lubię czytać, ale Trylogię? Może w tych rejonach (konkurs był w Zawierciu) możliwość czytania Sienkiewicza (zwłaszcza w takim wydaniu!) jest tym, czym dla mnie słuchanie przy dobrym winie sonat Beethovena w wykonaniu Barenboima?

Nie czuję się specjalnie skrzywdzony, ale ktoś powinien - główną nagrodę, gitarę elektryczną, dostał syn organizatorki, który na fortepianie grał dość nijako. W każdym razie na pewno gorzej niż pianistka z naszego ogniska czy nasi akordeoniści. Ciekawiej od niego zaprezentowali się też nasi wokaliści. Więc co, oszustwo? Nie wiem! Organizatorka nie wyglądała na osobę skorą do przekrętów, raczej na infantylną babę, która nie radzi sobie w sytuacjach publicznych i podpiera się gadaniem co ślina na język przyniesie, czym tylko się pogrąża.
Więc co, może komisja, z instytutu edukacji muzycznej uniwersytetu - niby muzykalna i wrażliwa, ale jednak chciała zrobić ukłon w stronę organizatorki i ta to wzięła za dobrą monetę? To jest głupia! Ktoś taki nie powinien być nauczycielem muzyki, bo lekceważy wrażliwość, a ta w muzyce jest przecież najważniejsza.

Smutne to, bo konkursem opiekowała się europosłanka, część funduszy na nagrody pochodziła z jej środków.
Więc - coś się w ten sposób zmarnowało; a w kraju, który muzycznie wykształcony jest ogólnie kiepsko, ludzie zostali kolejny raz zdemotywowani.

Przynajmniej ładnie zaśpiewałem (pani profesor mówi, że jak nigdy przedtem), ale niesmak pozostaje. No i szukam kupca na Trylogię.

P.S. Za otrzymanie nagrody dostałem dyplom. Tak w każdym razie jest na nim napisane. Ja bym dał dyplom za doniesienie jej do domu.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Tym razem bez dodatkowego ryzyka

Z toyoty (złota strzała), co pod blokiem stała, ktoś buchnął tablice rejestracyjne. Moje koszty - jakaś godzina (może ciut dłużej?) na policji, połączona z obserwacją człowieka, który ciągle pisze na starej maszynie do pisania. Dalej - ok. 100 zł w urzędzie - koszt nowych tablic (nie licząc tego, że żeby załatwić sprawę, musiałem być tam przed pracą, czyli o 7.30), no i znowu czas - nowe tablice będą za 8 dni, a przez ten czas urzędniczka zaproponowała jeżdżenie na kartonowych.

Szukałem kartonowych tablic po Internecie, ale jedyne, jakie znalazłem, miały napis "Młoda para". Ciekawe, czy policji dałoby się wytłumaczyć, że jak niecały rok od ślubu, to jeszcze ważne?

wtorek, 7 kwietnia 2009

Lepiej być nie mogło

Odrzucam argument, że mogłem zauważyć, że coś jest nie tak - czyli że ktoś próbował mi ukraść koła i że śruby są poluzowane. Przypuszczam, że są ludzie, którzy takie rzeczy sprawdzają przed każdą jazdą, ale chyba nie chciałbym być takim człowiekiem, bo to życie w ciągłym stresie. Za dużo zaufania do świata?

Sytuacja mogła się rozegrać na 2 inne sposoby - komuś mogłoby się udać ukraść te koła, skończyłoby się na poważnym upokorzeniu i stracie rzędu 1600 zł (szacowanej - alu-felgi fajne są, ale swoją cenę mają). Albo - koło mogło się poluzować i odpaść na autostradzie - mogło się skończyć śmiercią czy kalectwem może nawet 4 osób (zwłaszcza przy dużej prędkości). Tak więc trzeci, bieżący scenariusz - wypadnięcie dwóch śrub w mieście, stukanie czegoś w kole w czasie drogi, uszkodzenie zacisku hamulca (podobno przy hamowaniu) i konieczna naprawa o koszcie poniżej 1000 zł, to naprawdę najmniejsze możliwe straty.
A że straty są, no cóż, na pewne rzeczy nie ma się wpływu. Złodziejstwo bezczelne zdarzało się i będzie się zdarzać. Autko teraz spędza noce na parkingu strzeżonym, całe szczęście, że w pobliżu domu; myślę też o śrubach zabezpieczających koła. Chociaż - złodziej-fachowiec z tymi też by sobie chyba poradził?

Ciągle mi smutno. Ale to minie. Ta notka ma to minięcie przyspieszyć.