wtorek, 28 kwietnia 2009

dzidziuś będzie to aparat trzeba
i to lepszy jaki
zdjęcia wtedy szybko nie wyblakną

i samochód jaki większy
wózeczek coby się pomieścił

a piotruś tatusieje powolutku
na razie nie widać
bo tylko w głowie mu pół klepki przybyło

p.s. Wierszyk w hołdzie Dariuszowi Basińskiemu za książkę "Motor kupił Duszan"

czwartek, 23 kwietnia 2009

Z tarczą do czytania

Trylogia Sienkiewicza, wydanie ekskluzywne, a w każdym razie wielkie i ciężkie. Tomy, które - gdyby nie ich nieporęczność - mogłyby służyć jako broń. Nadają się na półkę kogoś, kto lubi mieć takie rzeczy na półkach (chociaż, jemu wystarczyłyby pewnie okładki).
To nagroda. Cieszy, bo jest w końcu nagrodą; ale chyba się jej pozbędę, bo w domu będzie się tylko kurzyć. Wręczała ją jakaś egzaltowana uczennica - "Do czytania na długie wieczory, może zimowe". Lubię czytać, ale Trylogię? Może w tych rejonach (konkurs był w Zawierciu) możliwość czytania Sienkiewicza (zwłaszcza w takim wydaniu!) jest tym, czym dla mnie słuchanie przy dobrym winie sonat Beethovena w wykonaniu Barenboima?

Nie czuję się specjalnie skrzywdzony, ale ktoś powinien - główną nagrodę, gitarę elektryczną, dostał syn organizatorki, który na fortepianie grał dość nijako. W każdym razie na pewno gorzej niż pianistka z naszego ogniska czy nasi akordeoniści. Ciekawiej od niego zaprezentowali się też nasi wokaliści. Więc co, oszustwo? Nie wiem! Organizatorka nie wyglądała na osobę skorą do przekrętów, raczej na infantylną babę, która nie radzi sobie w sytuacjach publicznych i podpiera się gadaniem co ślina na język przyniesie, czym tylko się pogrąża.
Więc co, może komisja, z instytutu edukacji muzycznej uniwersytetu - niby muzykalna i wrażliwa, ale jednak chciała zrobić ukłon w stronę organizatorki i ta to wzięła za dobrą monetę? To jest głupia! Ktoś taki nie powinien być nauczycielem muzyki, bo lekceważy wrażliwość, a ta w muzyce jest przecież najważniejsza.

Smutne to, bo konkursem opiekowała się europosłanka, część funduszy na nagrody pochodziła z jej środków.
Więc - coś się w ten sposób zmarnowało; a w kraju, który muzycznie wykształcony jest ogólnie kiepsko, ludzie zostali kolejny raz zdemotywowani.

Przynajmniej ładnie zaśpiewałem (pani profesor mówi, że jak nigdy przedtem), ale niesmak pozostaje. No i szukam kupca na Trylogię.

P.S. Za otrzymanie nagrody dostałem dyplom. Tak w każdym razie jest na nim napisane. Ja bym dał dyplom za doniesienie jej do domu.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Tym razem bez dodatkowego ryzyka

Z toyoty (złota strzała), co pod blokiem stała, ktoś buchnął tablice rejestracyjne. Moje koszty - jakaś godzina (może ciut dłużej?) na policji, połączona z obserwacją człowieka, który ciągle pisze na starej maszynie do pisania. Dalej - ok. 100 zł w urzędzie - koszt nowych tablic (nie licząc tego, że żeby załatwić sprawę, musiałem być tam przed pracą, czyli o 7.30), no i znowu czas - nowe tablice będą za 8 dni, a przez ten czas urzędniczka zaproponowała jeżdżenie na kartonowych.

Szukałem kartonowych tablic po Internecie, ale jedyne, jakie znalazłem, miały napis "Młoda para". Ciekawe, czy policji dałoby się wytłumaczyć, że jak niecały rok od ślubu, to jeszcze ważne?

wtorek, 7 kwietnia 2009

Lepiej być nie mogło

Odrzucam argument, że mogłem zauważyć, że coś jest nie tak - czyli że ktoś próbował mi ukraść koła i że śruby są poluzowane. Przypuszczam, że są ludzie, którzy takie rzeczy sprawdzają przed każdą jazdą, ale chyba nie chciałbym być takim człowiekiem, bo to życie w ciągłym stresie. Za dużo zaufania do świata?

Sytuacja mogła się rozegrać na 2 inne sposoby - komuś mogłoby się udać ukraść te koła, skończyłoby się na poważnym upokorzeniu i stracie rzędu 1600 zł (szacowanej - alu-felgi fajne są, ale swoją cenę mają). Albo - koło mogło się poluzować i odpaść na autostradzie - mogło się skończyć śmiercią czy kalectwem może nawet 4 osób (zwłaszcza przy dużej prędkości). Tak więc trzeci, bieżący scenariusz - wypadnięcie dwóch śrub w mieście, stukanie czegoś w kole w czasie drogi, uszkodzenie zacisku hamulca (podobno przy hamowaniu) i konieczna naprawa o koszcie poniżej 1000 zł, to naprawdę najmniejsze możliwe straty.
A że straty są, no cóż, na pewne rzeczy nie ma się wpływu. Złodziejstwo bezczelne zdarzało się i będzie się zdarzać. Autko teraz spędza noce na parkingu strzeżonym, całe szczęście, że w pobliżu domu; myślę też o śrubach zabezpieczających koła. Chociaż - złodziej-fachowiec z tymi też by sobie chyba poradził?

Ciągle mi smutno. Ale to minie. Ta notka ma to minięcie przyspieszyć.