piątek, 15 lipca 2011

Jest kot, noc, śpisz, spiż gwiezdnych cisz...

Wtem. Hałas przypominający przesypujące się koraliki, względnie dźwięk jakieś nowoczesnej zabawki elektronicznej. Pewnie koty się bawią koralikami Lilki. Ida idzie sprawdzić co to, po chwili wraca się po okulary. I z salonu woła: to jest NIETOPERZ! Weź go stąd!

Wstaję (2 w nocy), w salonie na podłodze rzeczywiście leży nietoperz (chyba ledwo żywy, mniej ledwo chyba by jednak latał) i popiskuje, jeden kot się nim niespiesznie zajmuje, drugi go obserwuje. Chcę nietoperza wynieść na balkon.
- No co ty, przecież cię ugryzie! Albo podrapie! Weź jakiś ręcznik.

Koty zamknięte w łazience, nietoperz ciągle piszcząc (czy tam świszcząc), w ręczniku zostaje odtransportowany na balkon, podskakuje, więc może przeżyje.
Koty uwalniamy, idziemy spać.
Po 3 minutach koty ponownie zamykamy, gdyż...
- Może byś mu tam nalał wody na spodeczku, co? Przeszedł taką walkę...

A rano - mimo że zamykaliśmy balkon i drzwi od spiżarki (koty tamtędy na balkon wychodzą) i zastawiliśmy je krzesłem, zastajemy balkon i drzwi otwarte. Nietoperza ani śladu, więc chyba sobie poradził, a z oczu kotów można wyczytać to, co zawsze. Z Bazylki - przestrach i zdziwienie. A z Tymianka - totalną obojętność.

Brak komentarzy: