Wtem. Hałas przypominający przesypujące się koraliki, względnie dźwięk jakieś nowoczesnej zabawki elektronicznej. Pewnie koty się bawią koralikami Lilki. Ida idzie sprawdzić co to, po chwili wraca się po okulary. I z salonu woła: to jest NIETOPERZ! Weź go stąd!
Wstaję (2 w nocy), w salonie na podłodze rzeczywiście leży nietoperz (chyba ledwo żywy, mniej ledwo chyba by jednak latał) i popiskuje, jeden kot się nim niespiesznie zajmuje, drugi go obserwuje. Chcę nietoperza wynieść na balkon.
- No co ty, przecież cię ugryzie! Albo podrapie! Weź jakiś ręcznik.
Koty zamknięte w łazience, nietoperz ciągle piszcząc (czy tam świszcząc), w ręczniku zostaje odtransportowany na balkon, podskakuje, więc może przeżyje.
Koty uwalniamy, idziemy spać.
Po 3 minutach koty ponownie zamykamy, gdyż...
- Może byś mu tam nalał wody na spodeczku, co? Przeszedł taką walkę...
A rano - mimo że zamykaliśmy balkon i drzwi od spiżarki (koty tamtędy na balkon wychodzą) i zastawiliśmy je krzesłem, zastajemy balkon i drzwi otwarte. Nietoperza ani śladu, więc chyba sobie poradził, a z oczu kotów można wyczytać to, co zawsze. Z Bazylki - przestrach i zdziwienie. A z Tymianka - totalną obojętność.
Nietypowo, Berlin w listopadzie
2 godziny temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz