poniedziałek, 19 marca 2012

W kierunku nowego wspaniałego świata

Taki filmik:




Filmik niesie piękne przesłanie: zamiast dawać upust swoim nerwom i uderzyć (a fe!) dziecko, porozmawiaj z nim, nazywaj swoje emocje, staraj się zrozumieć dziecko. Wszystkie te rady są sensowne, ale tak naprawdę pokazują, że autorzy filmu są skrajnie naiwni. Zdenerwowanie na dzieci i klapsy z tego powodu to tylko połowa problemu, moim zdaniem łatwiejsza połowa. Przy odrobinie samodyscypliny da się w sobie opanować odruch chęci uderzenia dziecka; zdecydowana większość z rodziców, których znam, nie ma z tym kłopotu. Z tym że - zwróćmy uwagę: to nie ma nic wspólnego z wychowywaniem dzieci - to jest wychowywanie siebie (w tym momencie abstrahując, czy to, do czego siebie mamy wychować, jest sensowne, czy nie).


Natomiast drugą częścią problemu jest pomijana w filmie zupełnie konieczność zmuszenia dziecka do czegoś, czego nie chce zrobić. Film pomija klapsy dawane świadomie po komunikatach typu: "Jeśli jeszcze raz tak zrobisz, dostaniesz klapsa". Dziecko robi, dziecko dostaje klapsa, jesteśmy o krok do przodu, dziecko wie, że nie wolno przekraczać granic stawianych przez rodziców. (Disclaimer: Nie namawiam, przedstawiam swój punkt widzenia, przy świadomości, że dawanie dzieciom klapsów jest w Polsce nielegalne).


Zastanawia mnie jeszcze jedno: pod filmem są komentarze, w większości entuzjastyczne. Pojawiało się kilka komentarzy opozycyjnych do punktu widzenia autora filmu, ale błyskawicznie zostały uznawane za spam. O co chodzi? Czyżby tylko jeden punkt widzenia był akceptowalny? Mój komentarz na temat świadomych klapsów został podsumowany "to już jest przemoc - dziękuję, dobranoc". Oczywiście, że jest; ale jak zauważyłem, wychowywanie dziecka, zwłaszcza małego, w dużym stopniu jest oparte o zmuszanie dzieci do czegoś, czego nie chcą zrobić. No i - jako że dzieci są małe - często jest to fizyczne zmuszanie, czyli także przemoc. Zabroniona będzie wszelka przemoc? W tym momencie my - wielcy rodzice, silni, mądrzy, w pewnym momencie wychowywania dziecka ustawiani jesteśmy na słabszej pozycji. To dziecko będzie mogło (a potrafi, uwierzcie mi) świadomie blokować nasze działania i utrudniać nam życie dla osiągania swoich małych celów.

Kto jest stratny?

Po świetnej recenzji płyty Revolver The Beatles z roku 1966, wlazłem na YouTube, posłuchałem tych kawałków. Chyba połowy z nich nie znałem no i były rzeczywiście interesujące. W pracy w tle grała cała płyta, oswajałem się, no i stwierdziłem, że trzeba kupić.

Więc - brytyjski Amazon, kilka innych płyt i jakieś nuty, darmowa przesyłka, po tygodniu płyta jest, słucham sobie. Raz akurat pokój z wieżą był chwilowo niedostępny, więc w kuchni wracam na YouTube, a tam... Sami zobaczcie.

I teraz jestem pewien, że jeśli nie mógłbym tej płyty posłuchać wcześniej, na pewno bym jej nie kupił. Więc gadanie, że artyści (i cała reszta, czyli producenci, dystrybutorzy) są stratni przez to, że utwory są w jakiejś postaci dostępne przez Internet zupełnie mnie nie przekonuje. A w moim przypadku jest wręcz odwrotnie. Pozdrawiam zatem rządzące światem korporacje muzyczne, życzę im skuteczności w działaniach blokujących.